Slider

Zamek pełen legend -Hunedoara

Skoro docieramy do Transylwanii, regionu pełnego zamków (a każdy oczywiście jest na pewno  tym jednym jedynym prawdziwym zamkiem Draculi) to lekkomyślnością byłoby, nie zobaczyć choćby jednego. Nawiasem mówiąc,  chyba wszyscy poza Hollywood, już wiedzą, że  Dracula nie był żadnym wampirem. Ten siedmiogrodzki hospodar Wład (Vlad) urodził się, jako  drugi syn siedmiogrodzkiego włodarza  – Włada Draca.

 Wład Drac był członkiem Zakonu Smoka powołanego w XVw. dla obrony chrześcijaństwa na tych terenach. Stąd wziął się przydomek ojca – Draco (Smok), który z czasem ewoluował w Drac (Diabeł). A Dracula znaczy  po rumuńsku nic innego, jak „syn Draca”. Wład Dracula miał jeszcze jeden przydomek – Tepes (Palownik). Nadziewanie na pal politycznych przeciwników było jego ulubionym hobby, a wieść o jego okrucieństwie  rozeszła się szeroko wśród gminu. Od owego zamiłowania do przelewania krwi, już tylko krok do zdobycia miana krwiopijcy. Dodajmy do tego fantazję XIX-wiecznego pisarza, Brama Strokera i  już mamy – Draculę, księcia wampirów. Co do siedziby, słynnego okrutnika, tę rolę przypisuje się XIV-wiecznemu  zamkowi wznoszącemu się na wzgórzu w miejscowości Bran. Ten tajemniczy, dramatycznie malowniczy zamek wspaniale nadaje się na scenerię gotyckiej opowieści o Draculi. Niestety krwawy Wład, miał z tym zamkiem niewiele wspólnego. Prawdopodobnie nigdy tu nawet nie był. Nie przeszkadza to jednak turystom i właścicielom licznie rozstawionych u podnóża zamku straganów z pamiątkami podtrzymywać wampirycznego mitu. Rzeczywista siedziba Włada – twierdza Poienari, położona w południowej części Gór Fogaraskich, od XIX znajduje się w częściowej ruinie i nie stanowi tak rozpalającej wyobraźnię scenografii, jak oczekiwaliby „Nieustraszeni łowcy wampirów”.

Dlatego, my wybieramy całkiem inne miejsce do zwiedzania tego upalnego dnia. Nie związany z „kultem” Draculi, ale chyba najbardziej malowniczy i najczęściej fotografowany zamek Rumunii w Hunedoarze. Porzucamy Płaskowyż Padisz i dość krętą drogą przekraczamy pasmo gór Bihor. Po drodze mijamy Devę z jej twierdzą wznoszącą się na osamotnionym wzgórzu. Gdy od strony Devy dojeżdżamy do miasteczka miny nam trochę rzedną. Przemysłowe przedmieścia nie zapowiadają estetycznej uczty. Zakłady metalurgiczne, ogromne hałdy i wyrobiska skutecznie przysłaniają panoramę miasteczka. Tylko w dobie komunistycznego planowania centralnego możliwy był pomysł, by ogromną hutę metali ulokować tuż za fosą zabytku tej miary. Dziś z upadłej już huty pozostały szkielety dawnych hal produkcyjnych i wielka hałda, stanowiący punkt widokowy na zamek.

Sam zamek powstał na początku  XVw. jako obronny kasztel,  w latach późniejszych  rozbudowany staraniem Iancu Hunyadya – ojca późniejszego króla Węgier – Macieja Krowina.Legenda mówi,że Iancu Hunyadaya był nieślubnym synem Zygmunta Luksemburskiego i kobiety  z kraju Hateg – Elżbiety. Aby uchronić matkę chłopca przed niesławą, król wydał ją za jednego ze swych rycerzy.

Niemowlęciu zaś podarował swój pierścień, by móc go w przyszłości rozpoznać. Po latach, gdy chłopiec podrósł, udał się w podróż. W czasie podróży zatrzymał się w oberży na posiłek. Gdy się posilał zdjął pierścień i położył go na stole. Zwabiony  błyskiem złota kruk porwał pierścień. Zręczny chłopak, nie zwlekając chwycił za łuk i jednym celnym strzałem strącił ptasiego złodzieja. Gdy po latach udał się na dwór ojca, opowieść o jego zręczności dotarła tam za nim. Król w wyrazie podziwu, nadał Iancu i jego potomnym herb, na którym czarny kruk trzyma w dziobie złoty pierścień. Gdy będziecie na zamku, spróbujcie odnaleźć ptaka-złodziejaszka. Tyle legendy. W rzeczywistości nazwisko rodowe panów na zamku pochodzi od łacińskiego „Corvus” -kruk. Ptak ten w dobie średniowiecza był symbolem mądrości i długowieczności.

Wzniesiony z dolomickiego wapienia i rozbudowywany przez ponad sześc  wieków zamek, urzeka urodą licznych wież, galerii i mostków. Trasa turystyczna prowadzi nas  najpierw na kamienny dziedziniec, a potem do kolejnych komnat i sal. Krążąc wsród  średniowiecznych murów, dających upragniony tego dnia cień szybko zapominamy o czasie z którego przybyliśmy. Z piwnic wygania nas widok narzędzi tortur i jęki nieszczęśników zakutych w okowy. Wolimy przytulne wnętrza zamkowej kuchni czy przepych królewskiej sypialni. Sale Rycerska i Ceremionialna onieśmielają   późnogotycką elegancją  sklepień. Wystarczy przymknąć oczy, by wyobrazić sobie wielmożów zasiadających tu na ucztę lub naradę. Gdzieś na uboczu pokoje Pani oraz skarbiec. Jedną z najstarszych części jest średniowieczna kaplica, w której  pod  kamiennym katafalkiem spoczęło ciało króla węgerskiego  Macieja Korvina.

W wieży Capistrano warto zwrócić  uwagę na przepiękny, w całości zachowany  średniowieczny kominek. Do wysuniętej na południe Wieży Niebojsia (z serb. nie bój się) prowadzi długa kamienna galeria opatrzona otworami strzelniczymi i otworami do  lania wrzącej smoły na wrogów atakujących zamek. Galerię tę z resztą zamku łączy tylko mały drewniany mostek. Po odcięciu tej jedynej drogi do wieży, stanowiła ona samodzielne stanowisko obrony.

Gdy wędrując po kolejnych komnatach, krużgankach zawędrujemy na wschodni dziedziniec nieopodal lapidarium, napotkamy zamkową studnię i kolejną legendę. Mówi ona, że studnia  została wykopana przez 3 tureckich więźniów, którym Iancu de Hunedoara obiecał wolność za odnalezienie wody. Po 15 latach kopania więźniowie osiągając głębokość 28 m,  docierają do życiodajnej  wody. Tymczasem  jednak Iancu umiera, a jego żona Elisabeta Szilagyi nie zamierza dotrzymać danego przez małżonka słowa. Postanawia zabić więźniów. Ostatnim życzeniem trzech Turków było wypisanie na obudowie studni inskrypcji, która miała znaczyć:Woda, którą masz, serce, którego nie masz”. W rzeczywistości turecki napis oznacza, iż : „Ten, który to napisał to Hassan, więzień przy skałach w twierdzy niedaleko kościoła” i obecnie znajduje się w zamkowej kaplicy, na jednej z przypór. Ot takie średniowieczne „Hassan tu byłem” Nie próbujcie i  wy ten sam sposób upamiętniać swojego pobytu na zamku, bo kto wie czy nie dopadnie was duch bezlitosnej Elizabethy Szilagyi. 

 

 

z urodzenia gdańszczanka, z zawodu architekt, z miłości żona i mama, z pasji szwenda się, podgląda i podsłuchuje a potem to opisuje, po cichu marzy o podróży HEN
Posts created 33

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top
Podziel się