Z dala od morza, po drugiej stronie Karpat,w rumuńskim okręgu Maramuresz (Marmarosz), na ukraińskim pograniczu, leży niewielka wioska Sapanta. Tu znajdziemy niezwykłą nekropolię
Cimitrul Vesel, czyli „Wesoły cmentarz”, jak ochrzciły go przewodniki. Do początków XX w. nekropolia ta, nie różniła się od cmentarzy w pobliskich wioskach. W 1935 r. miejscowy artysta Stan Ioan Patras wykonując rzeźbiony drewniany krzyż, mający zwieńczyć nagrobek, oprócz imienia i nazwiska zmarłego opatrzył go scenami z jego życia i żartobliwym epitafium.
I tak dziś spacerując wokół miejscowej cerkwi, możemy zobaczyć wizerunki zmarłych, scenki z ich życia oraz poznać okoliczności w jakich rozstali się z tym światem. Ci co odeszli, jawią się nam jako prawdziwi ludzie z krwi i kości. Z barwnych płaskorzeźb, jak z komiksowych obrazków wyczytamy ich historię. Są tu wzorowe żony i matki, nalewające gorącą ciorbę mężowi dzieciom, lub pracowicie spędzające czas przy kądzieli. Są też i kobiety niezwykłej urody, przedstawione jako nagie i występne anielice, które innych i siebie zwiodły na manowce. Są pasterze i wojskowi. Rolnicy i urzędnicy. Są ci, którym bliżej było do karczmy niż do kościoła, i którym butelka stała się kochanką i rodziną. Rymowane epitafia z ironią traktują ich bohaterów. Nie sposób się nie uśmiechnąć, czytając tłumaczenie:
Pod tym ciężkim krzyżem
biedna moja teściowa spoczywa.
Gdyby żyła trzy dni dłużej, byłbym w grobie, ona tutaj.
Wy którzy tu przechodzicie obok, ludzie,
Spróbujcie jej nie obudzić.
Jeśli do domu wróci,
O głowę mnie skróci.
Ale ja mam plan przebiegły,
Powrót zatem już mniej pewny.
Lepiej więc zostań tu,
moja matulu.
Przez pół wieku z ręki żartobliwego poety i rzeźbiarza wyszły setki wielobarwnych krzyży opatrzonych liryczno- ironicznymi epitafiami. Po śmierci Patrasa w 1977r. dzieło kontynuował jego uczeń. Dymitru Pop Tincu. W sumie powstało ponad 800 nagrobków. Te najnowsze opisują życie i okoliczności ludzi nam współczesnych, a co za tym idzie sprawy i problemy nam bliskie, jak los młodego człowieka Michaju, syna Mihala. O jego losie przeczytamy:
Gdy prowadziłem swe auto byłem w poważnych kłopotach i zakończyłem życie we wsi Sarasan.Tam dopadł mnie zły los, gdy wpadłem w poślizg i uderzyłem w drzewo kończąc nagle swój
żywot, a teraz mówię do was, drodzy rodzice: nie trwajcie resztę życia w smutku. Wszak dawaliście mi dobre rady. Ja sam jestem sobie winien zbytniej prędkości za kółkiem. Nie powinienem jechać tak szybko, a teraz widzę co zrobiłem i, że gniję w ziemi. Żyłem 20 lat, zmarłem w 1994r.
Pisane w pierwszej osobie, szczere i bezpośrednie epitafia, są jak wiadomości przesłane z zaświatów. Niosą przestrogę, ale i otuchę. Barwne i jaskrawe polichromie w odcieniach intensywnego błękitu, bieli i czerwieni dopełniają pogodnego nastroju nekropolii.
Radosne podejście do spraw ostatecznych, ma w Rumunii długa tradycję. Zamieszkujący przedwiekami te tereny (zwane wówczas Dacją) Geto – Dakowie wierzyli w nieśmiertelność duszy i w to, że śmierć jest pomostem do lepszego życia. Według legend dawni wojownicy w przeddzień bitwy zwykli odprawiać rytuał śmiechu ze śmierci, która mogła nadejść następnego dnia. Dziś uśmiechając się na widok tych niecodziennych nagrobków, warto spojrzeć na kwestię życia i śmierci z innej perspektywy. Jak dawni Dakowie oswoić się z tym co nieuniknione, a ból utraty zamienić w pogodną pamięć o bliskich.
Tłumaczenia tekstów rumuńskich pochodzą ze strony Towarzystwa Polsko-Rumuńskiego w Krakowie oraz Wikipedii. Tekst stanowi część artykułu, który ukazał się w czasopiśmie Igimag 2019r.