Slider

Optymistyczna kraina depresji – Żuławy Gdańskie

Z pierwszymi cieplejszymi promieniami słońca, na drogach, ścieżkach i leśnych duktach, jak pierwsze zbudzone ze snu biedronki czy żuczki, pojawiają się cykliści. My też testujemy nowe rowerowe nabytki. My : ja i Luki. Mój poprzedni rower po 20 latach codziennych dojazdów do pracy, niezliczonych eskapad tu i za morzem w lutym po prostu odszedł do krainy wiecznej rdzy. A Luki ze swojego wyrósł. Dostał więc na 10-te urodziny swój pierwszy dorosły rower z kołami 26 cali i okazało się, że musi do niego jeszcze dorosnąć. Gdy siedzi na nim wygląd trochę jak Lord Farquaad na przydużym rumaku. Trwa więc nierówna walka jeźdźca z rumakiem, który nie zawsze się słucha i czasem zrzuca. Pozostała część rodziny jezdzi na czym ma i zazdrości. W ostatnią niedzielę i my wybraliśmy się na maleńki rozruch na opływ Motławy i pobliskie Żuławy. To dobry moment, by przypomnieć nasze wcześniejsze rowerowe wypady do „Krainy wiecznej depresji” – klimatycznych Żuław.

Żuławy, które dzielą się na Żuławy Gdańskie i Żuławy Wiślane , położone w dawnej delcie Wisły na obszarze pomiędzy Gdańskiem a Elblągiem i wysoczyzną elbląską, stanowią najniżej położony region naszego kraju. Miejscami kraina położona jest poniżej poziomu morza, najniższy punkt znajduje się w Raczkach Elbląskich i wynosi 1,8m poniżej poziomu morza. Mieszkańcy tych terenów od dawna toczyli nierówną walkę z kapryśną i potężną rzeką, która co rusz wylewała niszcząc dorobek ich życia. Wielkie powodzie dosięgały także Gdańska w XVI, XVII i późniejszych wiekach. W 1829r. pod wodą znalazło się ¾ miasta. Z drugiej strony nanoszone przez Wisłę namuły użyźniały glebę i rejon ten był bardzo atrakcyjny rolniczo. W XVI w. zaczęto sprowadzać tu „olędrów”, by pomogli w zagospodarowaniu tych ziem. Holenderscy osadnicy byli biegli w uprawie ziemi, a co ważniejsze w wznoszeniu obiektów hydrotechnicznych i melioracyjnych. To oni przyczynili się do uregulowania biegu tutejszych rzek i ich dopływów, powstania sieci kanałów, grobli i przepustów. Wnieśli na wyższy poziom technikę rolniczą, doskonaląc uprawę ziemi, budując wiatraki i młyny. Pozostawili po sobie charakterystyczne zagrody z kunsztownymi domami podcieniowymi czy menonickie cmentarze pełne prostych kamiennych nagrobków.

To sprawia, że w połączeniu z melancholijnym, płaskim krajobrazem przeciętym gdzieniegdzie grupką rosochatych wierzb są Żuławy unikatowym regionem, wymarzonym dla rowerowych wędrówek. My zjeździliśmy ten region rowerami wielokrotnie. Tu przypomnimy nasz wypad z minionego roku.

Pierwszego z dnia majówki  wyruszamy na Żuławy Gdańskie. Startujemy z Koszwałach. Nasza trasa będzie wiodła czarnym „Szlakiem Domów Podcieniowych” Z Koszwał ruszamy na południe ul. Topolową do Miłocina . Droga prowadzi przez pola pozłocone kwitnącym rzepakiem. Pogoda dopisuje. Dojeżdżamy najpierw do Miłocina Drugiego, położonego po lewej stronie drogi, popegeerowskiego osiedla ze śladami komunistycznych haseł na poszarzałych blokach. Jedno z nich głosi „dobra jakość budownictwa wiejskiego, wyższa wartość produkcji rolnej” Aż się chce zakrzyknąć chwała ludowi pracującymi miast i wsi !!!” – w końcu data wycieczki 1 maja do czegoś zobowiązuje. Uczciwszy święto pracy ruszamy dalej. Droga po całkowicie płaskim terenie prowadzi nas dalej do Miłocina Pierwszego. Tu w centrum wsi nieopodal stawu widzimy piękny i co ważniejsze pięknie odrestaurowany dom podcieniowy z 1731 r. Podcień domu wsparto na ośmiu drewnianych słupach. Ilość słupów w podcieniu mogła wynosić od czterech do nawet dziewięciu sztuk i świadczyła o zamożności właściciela, a dokładnie o powierzchni posiadanej ziemi liczonej we włókach. Szachulcowa konstrukcja ścian wypełniona została czerwoną cegłą układaną w charakterystyczny ukośny sposób. W latach powojennym stał się własnością pobliskiego PGR-u. Na szczęście w latach 2010-2011, w ramach projektu „Wielokulturowe dziedzictwo Żuław poprzez modernizację domu podcieniowego w Miłocinie, w gminie Cedry Wielkie”, budynek przeszedł gruntowny remont i odzyskał dawną świetność. Przed domem podcieniowym znajdują się resztki ruin dawnego kościoła, z którego zachował się tylko obrys. Szlak jednak nie zahacza o tę cześć Miłocina, ale mija go zostawiając z lewej strony i wiedzie dalej na południe do Trutnow.

Jadąc przez Trutnowy warto się na chwile zatrzymać przy ceglanym gotyckim kościele. Na jego frontowej ścianie umieszczono kamienny herb Gdańska oraz kamienną tablicę wskazująca poziom wody z czasów powodzi w 1829. Jak widać po zaznaczonym na niej poziomie wody Wisła potrafi być groźna. Naprzeciwko kościoła usadowiła się malownicza barokowa plebania. Na południowym skraju wsi Trutnowy za krzyżówką położony jest kolejny dom podcieniowy , jeden z bardziej okazałych na Żuławach. Zbudowany został w latach 1720-1726 przez Holendra – Petera Lettahn dla Georga Basenera. Wsparty na ośmiu słupach z rzeźbionymi zastrzałami podcień i ozdobny układ cegieł dają obraz zamożności jego właściciela i kunsztu budowniczych. Wewnątrz zachowany został oryginalny układ pomieszczeń z dużą sienią, czarną kuchnią, izbą i piętrową galerią. Dodatkową atrakcją dla zwiedzających jest umieszczony w domu skansen miniatur przedstawiający kilkanaście replik obiektów architektonicznych w skali 1:100, charakterystycznych dla budownictwa żuławskiego. Dom jest siedzibą Stowarzyszenia Żuławy Gdańskie. W zadbanym ogrodzie można znaleźć gościnną ławę i stół i odsapnąć chwilę. Warto przyjrzeć się też sąsiedniemu domostwu, które obecnie zamieszkane przez „przypadkowych” mieszkańców, daje świadectwo, czym może stać się dawna bogata posiadłość bez należytej opieki.

Szlak prowadzi dalej przez podwórka i pola. Niestety, gdy tam byliśmy na tyle zarósł chaszczami, że wycofaliśmy się do skrzyżowania i pojechaliśmy najpierw drogą na wschód, by tuż za wsią skręcić na południe w polną betonową drogę. Po pewnym czasie skręcamy w lewo, na wschód by potem znów odbić na południe. Dojeżdżamy do Osic. W centrum wsi na urządzonym przy placu zabaw miejscu piknikowym zjadamy drugie śniadanie. Nieopodal stoi ciekawy, bo szachulcowy ceglany kościół i kilka interesujących zabudowań. Wyjeżdżając z Osic w stronę Steblewa polną, a jakże inaczej, drogą, po prawej stronie mijamy, stojący wśród pól zadbany dom podcieniowy. Widać, że obecny właściciel odnowił go z pieczołowitością. Pogoda jak i nastroje nam dopisują. Nad złotymi polami kwitnącego rzepaku aż huczy od pszczół i trzmieli. W pewnym momencie droga zamienia się w dróżkę wśród pochyłym wierzb, a potem wysoka trawa utrudnia jazdę, by potem przy kolejnej krzyżówce stan drogi się poprawił. Większość szlaku prowadzi wzdłuż kanałów i grobli.

Dojeżdżamy do Steblewa. Tu pod nr 23 i 3 mieszczą się dwa domy podcieniowe. Te postawne siedziby dawnych „olenderskich” osadników, swój okres świetności mają za sobą, a mieszkańcy osiedleni tu zapewne z rozdzielnika, niezbyt tym się przejmują. Pod poszarzałym drewnem i kruszącą cegłą widać jednak kunszt dawnych cieśli i murarzy. Po wschodniej stronie drogi znajdują się też ruiny gotyckiego kościoła, wzniesionego przez krzyżaków w XV w. a spalonego przez Armię Czerwoną w 1945r. Na terenie kościoła stoi odrestaurowana kaplica grobowa rodzinny Wessel i kilka zachowanych menonickich płyt nagrobnych. Ruiny rozbudzają wyobraźnię i dają młodzieży okazję do myszkowania po zakamarkach.

Dość jednak szukania duchów w kościelnych ruinach. Czas pomyśleć, gdzie  ruszyć dalej. Ze Steblewa szlak prowadzi do Koźlin, skąd można pojechać np. w stronę Tczewa albo przez Krzywe Koło, Grabiny Zameczek, Wróblewo, Wiślinę, Mokry Dwór dojechać do Gdańska, napotykając po drodze jeszcze wiele interesujących obiektów i krajobrazów. Trasę tę robiliśmy w różnych konfiguracjach wielokrotnie, ale w dorosłym składzie. My biorąc pod uwagę możliwości 9 letniego wtedy Łukiego i jego jeszcze 20 calowe wówczas kółka, porzucamy szlak i  zawracamy na północ w stronę Giemlic. Przez Giemlice, Długie Pole docieramy do Cedr Wielkich. Tu naszą uwagę przykuwa ceglany kościół z oryginalną drewnianą dzwonnicą. Jej ostatni segment jest skręcony w osi w stosunku do niższych części o 45 stopni i przypomina mi obrotowy korpus drewnianego wiatraka. Być może o to chodziło budowniczym.  Po krótkim rekonesansie po Cedrach, małej przerwie na lody szykujemy się już do powrotu. Przez Miłocin docieramy do Koszwał, gdzie pozostawiliśmy samochód. Cała trasa zajęła nam parę godzin i liczyła ok. 30km. Ze względu na brak przewyższeń i wiele utwardzonych, pozbawionych ruchu samochodowego dróg to idealne miejsce na rowerowe wypady z dzieciakami czy mniej wprawnymi cyklistami. Jedyne niedogodności może stanowić na tych otwartych, prawie bezleśnych terenach silny wiatr, wiosenne roztopy lub ulewne deszcze. Ścieżki, które prowadzą wśród pól usłanych czarnoziemem nasiąkają wodą i zamieniają się w lepkie, błotniste pułapki, na których nawet terenowe opony na wiele się nie zdadzą. W dodatku nie wiadomo jakie stwory: wodniki czy utopce czyhają w okolicznych rowach i kanałach. Uważajcie mogą was wciągnąć, tak jak nas wciągnęły Żuławy o czym opowiemy w kolejnej relacji.

z urodzenia gdańszczanka, z zawodu architekt, z miłości żona i mama, z pasji szwenda się, podgląda i podsłuchuje a potem to opisuje, po cichu marzy o podróży HEN
Posts created 33

One thought on “Optymistyczna kraina depresji – Żuławy Gdańskie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top
Podziel się