Uczuciem, jakie mi towarzyszy w trakcie żeglarski wędrówek, jest uczucie bycia mniejszością. Nie seksualną ( nie wchodźmy w politykę ), ale płciową. Spotykane przeze mnie na wodzie i w marinach kobiety stanowią jakieś max 20-30 procent składu. Na dzień dwa, na Mazury lub cieplejsze wody Adriatyku kobiety dają się skusić. Na dłużej lub gdzie zimniej raczej niechętnie. Odnoszą sukcesy w sportach wodnych, regatach, ale wielodniowe turlanie się chociażby przez Bałtyk już mniej wśród kobiet jest popularne. Wiem, wyjściem byłoby popłyniecie w samotny żeński rejs, wtedy 100 % kobiety na pokładzie gwarantowane, ale póki co, się nie wybieram ( chociaż coś czasem kusi , by zostawić na rok „najukochańszych” jak mnie zdenerwują) Zastanawiałam się nad tym stanem rzeczy na naszej ostatniej rodzinnie eskapadzie, gdy cumowaliśmy w Świnoujściu i doszłam do pewnych wniosków. ( O tym, jak trafiliśmy do Świnoujścia w tym roku pisze tu). Dlaczego Świnoujście tak skłoniło mnie do refleksji. Z prozaicznej przyczyny. Marina w Świnoujściu ma piękne długie nabrzeże z mnóstwem pomostów. Po co się pchać, gdzieś w gąszcz jachtów, jak można sobie zacumować na jej północnym końcu. Widok na port ładny i keja na końcu mniej zapchana. A dlaczego mniej zapchana? Bo do bosmanatu i najbliższego węzła wc w cholerę daleko, a dokładnie 400m , jak zmierzył mój racjonalny syn Wojciech. To zdarzenie , przyczyniło się do ustalenia nowej jednostki odległości obowiązującej w naszej rodzinie, a mianowicie jednostki 1 kibel = 400m. I tak: do szkoły moje młodsze dziecko ma jakieś 3 kible, starszy jakieś 8 kibli, ale pod górkę, a ja do pracy ok. 10 kibli. Więc jak sobie tak człowiek idzie do tego kibla a droga długa to i go myśli nachodzą.
Teza, do której doszłam brzmi: żeglartswo wśród kobiet jest mniej popularne ze względu na problemy natury sanitarnej.
Weźmy takie wc. Na pokładzie kobiecie trudniej wypiąć się na zawietrzną za potrzebą, bo jak się kuca to od relingu się przedziałek w poprzek robi i potem stringi źle leżą. Jak jacht wypaśny i ma chemiczny kibel albo morski to też nie łatwo. Nie dość ,że takie wc, jest wielkości schowka na mopa to jeszcze obsługa złożona. Bo jak człowiek zaczyna te nieczystości do morza odsysać, to trzeba pamiętać by zadek znad sedesu unieść, bo jak zassie to się będzie potem miało dupsko wypukłe jak Kardaszianka.
Albo inny aspekt. Wiatr nie wybiera czy masz te dni czy nie. Jak buja to buja. Człowiek tzn. kobieta już się rękoma i nogami zapiera w tym kiblu, by go nie turlało w te i nazad. Jeszcze głową robi blokadę zapierając się umywalkę, a tu przychodzi podpaskę zmienić. Czym ? W zębach? Już nie mówię, że jak baba wchodzi na pokład to o czym słyszy najpierw. Nie o tym, by za długo silnika na ssaniu nie trzymać, bo świece zaleje. Nie o tym, by północną kardynałkę mijać od północy. Nie. Tylko o tym , by nikt chusteczek ani innych takich rzeczy i tu wszystkie 9 par męskich oczu, ze skiperem na czele, patrzy na ciebie: NIE WYRZUCAĆ DO KiNGSTONA” Jakby Tytanic też zatonął przez zapchaną toaletę. No wiec trzeba podpaskę zmienić, zużytą zapakować, a przy najbliższym pobycie w porcie niepostrzeżenie przemycić na ląd. Normalnie znów można się poczuć jak na obozie harcerskim dla 13 latków.
Ale w porcie nie wiele lepiej. Jak nawet węzeł sanitarny nie jest w odległości dwóch stadionów piłkarskich, to nie zawsze czeka nas długa gorąca kąpiel, czyli to co kobietki lubią najbardziej. I tu są dwa warianty. Wariant I – za free w prysznice w cenie cumowania. Wariant II- prysznice płatne oddzielnie z wyłącznikiem czasowym (czy płatne karta czy bilonem jeden diabeł, bo nie ma znaczenia czy z namydloną głową i w ręczniku lecisz na jacht po drobne monety czy zapomnianą kartę z doładowaniem)
A propos prysznicy w cenie czy kod do wc w Swaneke wciąż jest 1234 (3, 4, i 5 lat temu taki był )
Z wariantem I jest pewne niebezpieczeństwo. Prowadzący marinę bosmani to zazwyczaj faceci. Dla faceta woda ciepła, to każda, która nie jest skuta lodem. Stąd taki ciepły prysznic, może okazać się całkiem rześki (patrz Trzebież). Wariant II z wyłącznikiem czasowym z limitem 3 minuty. Dla faceta to ocean czasu. On klejnoty opłucze, majtasy na drugą stronę przełoży i jeszcze zestawienia ligi zdąży przeczytać. Zresztą stan przesadnej higieny nie jest jego naturalnym środowiskiem. A ty kobieto w tym samym czasie umyj włosy, ogol nogi, nałóż odżywkę, zrób peeling, wetrzyj balsam, nałóż maseczkę, zrób przepierkę, pedikir i manikir w 3 minuty, hę? Ktoś powie, że z tą maseczką to przesada.
Zastanawialiście się czemu wśród żeglarskich niemieckich czy szwedzkich małżeństw są głównie staruszkowie? Ja wiem. Wchodzę kiedyś po 3 dniach na wodzie , słońcu i wietrze z rana umyć zęby i nagle w lustrze patrzy na mnie jakiś stary pomarszczony Mohikanin. Już mam językiem polskiej polityki krzyknąć „spieprzaj dziadu, to damska umywalnia”, jak widzę, że gościu w lustrze ma moją piżamę. Dlatego czy Świnoujscie czy Ahus, maseczka musi być, bo inaczej stara Niemka jak nic.
Dodam na koniec, że ludzkość wymyśliła włącznik „stopczasu” w licznikach prysznicowych. Przy umięjetnym wykorzystaniu nie tylko człowiek głowę umyje i pięty, ale i okna w całym sanitariacie.
Ale póki ten wynalazek nie jest masowo wprowadzony i dostęp do higieny utrudniony, to kobiet na wodzie mało. Przynajmniej na tych tycich jachtach co pływają po Bałtyku. Bo na takich wypaśnych z basenem i jaccuzi na górnym pokładzie to proporcje płciowe odwrotne. Jeden Onasis i 10 Miss of Florida. Przemyślcie to panowie. A póki co zbierajcie bilon dla swoich żeglujących wybranek.