Slider

Śladami towarzysza Tito- wokół Jeziora Czarnego i Żmijowego

Crno jezero, które zamierzamy podziwiać kolejnego dnia,  położone jest  na wysokości ponad 1400 m n.p.m. ma 49 m głębokości i jest najgłębszym jeziorem Durmitoru. Okolone jest lasem świerkowym, który rzuca gęsty cień na jego wody. Być może z tego powodu, a może z powodu głębokości lub roślin porastających dno, które nadają jego wodom wyjątkowo ciemną barwę, jezioro nosi nazwę: Czarne jezioro. Nad południowym brzegiem jeziora wznosi się pasmo Meded , tworząc malowniczą panoramę.

Z pobliskiego Žabljaka prowadzi nad jezioro asfaltowa droga, a potem coś w rodzaju deptaka. Przed szlabanem kończącym asfaltówkę znajduje się płatny parking oraz kasa Parku Narodowego. Wstęp na teren parku 3 EUR/os. Wzdłuż deptaka, jak w dolinie Chochołowskiej ulokowały się stragany z miejscowymi specjałami: miodem, przetworami z jagód, malin, jeżyn, owocową rakiją. Na szczęście nie znajdzie się tu chińszczyzny, durmitorskich ciupag itp. pamiątek.  To miejsce jest  łatwo dostępną atrakcją turystyczną, na skalę tatrzańskiego Morskiego Oka. Na nasze szczęście pojęcie „tłumu turystów” w Durmitorze, ma całkiem inną, o wiele mniejszą skale, niż w Tatrach. My zazwyczaj dochodziliśmy nad jezioro szlakiem przez las, prowadzącym z Razvrsje na zachód. Nad samym jeziorem ulokowała się obszerna restauracja z lokalnym jedzeniem. Byliśmy, próbowaliśmy i podają tu pyszna szarlotkę – na sposób czarnogórski zapiekaną w glinianych foremkach oraz równie pyszną baklawę. Jedzenie na sąsiednich stolikach wyglądało również smakowicie.

Ale nie czas na obżarstwo. Ruszamy na wycieczkę wokół jeziora. Obchodzimy je od wschodniej strony. Droga prowadzi najpierw po całkiem płaskim brzegu porośniętym trawą. Jezioro składa się , z dwóch zbiorników połączonych wąskim przesmykiem i tworzących wielka „ósemkę” Na południowo-wschodnim brzegu przesmyku ulokowano drewnianą altanę, gdzie można odpocząć i podziwiać widoki. Za przesmykiem znajduje się bardziej skalista i różnorodna część ścieżki. Tuż za nim znajduje się grota, a właściwie nawis skalny Titowa pecina (pieczara Tito), pod którym, jak informuje tablica ”towarzysz Tito wraz ze swym sztabem miał siedzibę w czasie partyzanckiej walki z okupantem” Biorąc pod uwagę niewielkie rozmiary „pieczary” zarówno sam „wielki” Josip Broz Tito jak i jego sztabowscy, musieli albo być drobnych rozmiarów, albo mistrzami konspiracji, że udało im się tam ukrywać i to przez 9 dni:).   Znamienne dla Czarnogóry, jak i dla całej byłej Jugosławii jest to, że pamiątki po „ wielkim wodzu narodu” nie zostały usunięte. Wciąż pamięta się jego zasługi w walce z nazistowskim okupantem, których nie przyćmił komunistyczny rodowód.

My ruszamy dalej. Ścieżka jest węższa, kamienista i wymaga więcej uwagi. Tych, których płaski brzeg na początku wędrówki zachęcił, by wybrać się tu w szpilkach, z wózkiem czy rowerem, czeka niespodzianka. Na południowym krańcu jeziora robi się tu całkiem stromo. Znajduje się tu też przyrodnicza osobliwość. W czerwcu, gdy w wyższych partiach gór zaczną topnieć śnieg i lodowce, na pochyłym brzegu jeziora tworzą się liczne strumienie i lokalne, sezonowe wodospady. Ma to odbicie w porastającej ten rejon roślinności. Dochodząc do północno zachodniej części jeziora po ok. 1,5 godz. my odbijamy w lewo – na zachód ścieżką wzdłuż Mlinskiego potoku. Nad bystrą rzeczką ulokowanych było kilka młynów wodnych, z których w większości zachowały się tylko fundamenty. Zachowanym w całości, jest pierwszy spotkany na trasie mlin Jakšicia, malowniczy kamienny domek położony na skrzyżowaniu szlaków.

My idziemy w górę, by po ok. 40 minutach marszu wraz ze szlakiem skręcić „w krzaki”, na brzegi ukrytego w lesie Żmijowego jeziora. Z obawy, by nie przekonać się na własnej skórze, czy jezioro naprawdę zamieszkują „tytułowe” żmije poprzestajemy na moczeniu znużonych upałem nóg i krótkim odpoczynku. Z brzegów jeziora roztaczają się piękne widoki na Čvurov bogaz i Meded. Ołowiane chmury i gniewne pomruki dobiegające zza szczytów drzew motywują nas do pośpiechu. Jakiś kilometr „od domu” łapie nas ulewa tak potężna, że w parę chwil mimo odpowiedniej odzieży, zostajemy przemoczeni do cna i wysmagani gradem. Na ścieżkach, dotychczas suchych jak pieprz, pojawiają się rwące potoki. Twarz zalewają nam strugi deszczu. W butach chlupocze woda, która spłynęła nam do wnętrza po łydkach. Schowana w fotograficznym plecaku zabezpieczonym przeciwdeszczowym pokrowcem, lustrzanka, która przetrwała trzy pełnomorskie rejsy i 10 lat włóczęgi, daje za wygraną i odmawia współpracy przez dalszą część wyjazdu. Burza nie daje za wygraną do następnego poranka, a my spędzamy czujną noc pod wątłą ochroną naszego namiotu. Niedosuszeni, niewyspani zwijamy rankiem nasze obozowisko i wyruszamy dalej. Pozostawiamy tu parę nie załatwionych spraw, niezdobytych szczytów i cząstkę naszych serc, które zdobyła ta dzikawa kraina. Może wrócimy tu na więcej niż te parę dni, kiedyś…

Następnego dnia ruszymy w poszukiwaniu kanionu Mrtwicy, ale za nim go odnajdziemy, zwiedzimy bardzo słynny most, odwiedzimy monastyr z zachwycającymi freskami i frywolnymi kabaczkami, staniemy się prawie bezdomni i znów zaznamy bałkańskiej gościnności.

z urodzenia gdańszczanka, z zawodu architekt, z miłości żona i mama, z pasji szwenda się, podgląda i podsłuchuje a potem to opisuje, po cichu marzy o podróży HEN
Posts created 33

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Back To Top
Podziel się